Kolejny raz pojawiają się pogłoski o planowanej likwidacji udogodnień podatkowych dla twórców. W polskim systemie PIT, z zasady przyjęto, że jest to podatek pobierany od przychodów osób prywatnych. Tak – przychodów, nie dochodów (skrót PIT, tłumaczy się z angielskiego: Personal Income Tax „podatek od przychodów osobistych”).
Ustawodawca, w zasadniczym zakresie – tzn. w odniesieniu do pracowników najemnych – założył, że człowiek uzyskujący wynagrodzenia nie ponosi praktycznie żadnych wydatków z tym związanych. Nie ważne więc, że prawnik w korporacji musi kupić sobie garnitur, teczkę i dobre buty oraz wydawać po kilkaset zł. na książki i programy specjalistyczne. Inżynier musi kupić dobry kalkulator. Budowlaniec wydaje pieniądze na bilety tramwajowe. Wszyscy oni – jeśli dojeżdżają do pracy samochodem, muszą co jakiś czas kupować benzynę. A już zupełnie nieważne, że gdzieś mieszkają, leczą się – czasem prywatnie, wysyłają dzieci do szkoły i codziennie wydają pieniądze na jedzenie.
Owszem – uwzględniono fakt, że promowanie w stu procentach takiej ignorancji życia codziennego wołało by o pomstę do nieba. Stworzono więc, całkiem odrealnioną, namiastkę kosztów PIT w postaci tzw. ryczałtu.
Polski racjonalny ustawodawca stwierdził więc, że pracownik miesięcznie ponosi wydatki związane z pracą w kwocie 111 zł 25 gr. Równie racjonalnie wydzielono spośród pracowników najemnych, osoby zatrudnione na zlecenie lub umowy o dzieło. Uzyskanie wynagrodzenia ze zlecenia lub dzieła nie wiąże się z wydaniem konkretnej kwoty, lecz tym razem z przyjętym a priori 20% zryczałtowanym kosztem. Świetnie – podatki nie muszą służyć ochronie rynku pracy. Jeszcze ciekawiej rzecz ma się z grupą osób prywatnych, którym Bóg nie poskąpił talentów twórczych.
Polska ustawa o PIT stwierdza bowiem, że wynagrodzenie za stworzenie utworu autorskiego, obciążone jest zryczałtowanym kosztem w kwocie 50% uzyskanego przychodu. Dotyczy to wyłącznie wynagrodzeń wypłacanych samemu twórcy ale preferencyjne koszty mogą być stosowane do każdego osobistego rodzaju przychodów – z umowy o pracę, ze zlecenia, z umowy o dzieło. De facto więc – przy 18% i 32% progresywnej skali PIT, twórcy płacą 9% lub 16% podatku dochodowego. Stąpają więc jakoby „30 cm ponad chodnikami”.
Nic dziwnego, że wielu pracowników najemnych chętnie widziało by się w roli twórcy. Lepiej płacić mniejszy podatek ale nie każdy o tym wie i nie każdy potrafi. Duża część obywateli nie będących rolnikami, to niestety podatkowi frajerzy.
Od wielu lat toczą się spory o zakres wskazanych 50% kosztów czyli o to – kto jest twórcą i który owoc pracy jest utworem w rozumieniu polskiego prawa autorskiego.
Przepis ustawy brzmi, jak zwykle, co najmniej dwuznacznie: „z tytułu korzystania przez twórców z praw autorskich i artystów wykonawców z praw pokrewnych, w rozumieniu odrębnych przepisów, lub rozporządzania przez nich tymi prawami”. Jasne, że artyści, literaci, dziennikarze tworzą dzieła autorskie i dla laika wydawało by się, że taka jest istota danej normy. W gronie uprzywilejowanych chętni by się pojawić również inni – szkolni i uczelniani wykładowcy, inżynierowie, architekci.... Różnie już w tym zakresie się działo. Parę lat temu promowano pomysł, że sprzątaczki w telewizji także kreują coś niepowtarzalnego...
Moim zdaniem jednak, wszystkich przebijają obecnie pracownicy firm doradczych, którzy zgłaszają do Ministra Finansów pretensje, że dziełem autorskim są opinie pisane dla klientów, np. raporty z badania finansów dużych firm. Można o tym przeczytać w sprawie interpretacji indywidualnej Ministra Finansów nrIPPB4/415-44/09/10-6/S/JK, która trafiła nawet do sądu w Warszawie.
W opisie sytuacji znajdujemy następujące rewelacje: „Spółka prowadzi działalność w zakresie szeroko pojętej działalności audytorskiej oraz doradztwa podatkowego, doradztwa finansowego i ekonomiczno – gospodarczego. Część pracowników Spółki, w ramach powierzonych im obowiązków wykonuje czynności bezpośrednio związane z profilem działalności Spółki, sporządzając opinie i analizy podatkowe (w tym analizy due diligence), które jako rezultat pracy twórczej stanowią utwory w rozumieniu ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych...Wszelkie czynności wykonywane przez pracowników w ramach stosunku pracy są zlecane przez przełożonego. Umowy o pracę nie zawierają też postanowień odnośnie przeniesienia na pracodawcę autorskich praw majątkowych do utworów stworzonych przez pracowników. Czas przeznaczony przez pracowników na pracę twórczą, w wyniku której powstają utwory w rozumieniu prawa autorskiego jest ewidencjonowany przez pracowników w specjalnie do tego przeznaczonym programie. Istnieje zatem system, na podstawie którego można ponad wszelką wątpliwość ustalić ilość czasu pracy poświęconej tworzeniu utworu w rozumieniu prawa autorskiego. Przyjęcie utworu przez pracodawcę następuje zgodnie z art. 12 ust. 1 prawa autorskiego.”
Organom podatkowym udało się sprowadzić istotę tej sprawy do sfery – czy można stosować 50% koszty, gdy w umowie o pracę nie ma słowa o wynagrodzeniach autorskich. Sąd stwierdził, że podatnik akurat tu ma rację. Ciekawe – czy wnioskodawcy odważyli się na stosowanie preferencyjnego opodatkowania? W swoich wypowiedziach skarbowcy podkreślają, że nie są kompetentni do rozstrzygania z góry co akurat jest utworem autorskim. Tu odsyłają do stanowisk odpowiedniego departamentu Ministerstwa Kultury. Zakres preferencyjnego opodatkowania nie wynika więc ani wprost z ustawy, ani z wyroków sądowych. W praktyce decydują o nim urzędnicy, a podstawą oceny jest zwykle dyrektywa przełożonego lub subiektywne wrażenia danej osoby.
Na pewno nie mamy tu do czynienia z racjonalną normą prawa, w poważny sposób traktującą fiskalne prawa i obowiązki obywatelskie. Tyle krytyki „niedoścignionego rozumu ustawodawcy”. Jaki jednak znaleźć sposób na owo podatkowe dziwactwo?
Moim zdaniem, jeśli państwo decyduje się wspierać działalność twórców, w tym przede wszystkim ludzi kultury i sztuki, nic nie stoi na przeszkodzie, by dla niech określić osobną stawkę PIT. Trzeba przy tym po prostu zadbać, by lista „uprzywilejowanych” była w miarę zamknięta, czyli – odporna na twórcze interpretacje, takie np., jak przedstawiona powyżej.
Inna sprawa, że po 20 latach stosowania PIT, Polacy zasłużyli chyba na prawo rozliczania z przychodami z pracy najemnej realnych nakładów, jakie ponoszą na tę pracę. Po wyodrębnieniu wydatków typowo luksusowych lub rozrywkowych, powinny one wpływać na wartość dochodu do opodatkowania.