Płatności kartą (przelewem bankowym) umożliwiają uniknięcie instalowania kas fiskalnychw kancelariach prawniczych i gabinetach lekarskich. Płatności „pod stołem” – też:)
W maju, po 18 latach zwolnienia z obowiązku stosowania kas rejestrujących, ciężar ten spadł wreszcie na „mecenasów” i „doktorów”. Znacznie wcześniej trudną decyzję o zainwestowaniu w zakup urządzenia fiskalizującego paragony, chciał nie chciał, musieli podejmować i sklepikarze, i taksówkarze. Zgodnie z treścią wystąpień korporacji prawniczych i lekarskich, przez cały ów czas, przedstawiciele wskazanych zawodów czuli by się skrzywdzeni materialnie, gdyby państwo chciało narzucić im taki obowiązek. Z resztą – państwo po prostu nie było zainteresowane źródłami dochodów we wskazanych branżach. Warto przypomnieć, że wiele lat temu zrezygnowano z prostego mechanizmu samokontroli likwidując odliczenia PIT wydatków na leczenie w prywatnych gabinetach. Niestety – jesteśmy krajem europejskim i dłużej obciachu nie dało się utrzymywać, nie narażając się na jakieś sankcje ze strony cywilizowanych narodów.
Jak można wyczytać w doniesieniach prasowych – w związku z wprowadzeniem kas fiskalnych do gabinetów i kancelarii, fiskus spodziewa się wzrostu wpływów podatkowych o ok. 150 mln. zł. rocznie.
Zaraz… przecież kasy fiskalne nie generują, same w sobie, żadnego podatku należnego. One tylko, w sposób nieusuwalny, ewidencjonują obrót, tzw. detaliczny, na potrzeby VAT.
Znaczy – fiskus do tej pory, zdawał sobie sprawę, że kancelarie i gabinety w rozliczeniach z państwem polskim ukrywają transakcje, z których lekką ręką można wydobyć 150 mln. zł. podatku. Czyli – do tej pory państwo dobrowolnie rezygnowało z pobrania kwoty równej wartości długów dwóch publicznych szpitali lub budowy pięciu nowoczesnych siedzib sądów powszechnych.
Ba – wszakże kancelarie i gabinety są przedsiębiorstwami zaufania publicznego, zagwarantowanymi społeczeństwu w naszej Konstytucji. Jeśli więc mecenas lub doktor biorą pod stołem – do maja 2011 r. należało ten fakt po prostu uszanować.
Nie w tym jednak istota problemu. Jak w każdym przypadku obowiązków fiskalnych, obecnie także pojawiają się liczne publikacje np. na temat możliwości uniknięcia konieczności instalowania kas. W społeczeństwie nadal panuje bowiem przekonanie, że państwo jest ciałem obcym, wrogim, a finansowanie jego działalności – jawi się, jeśli nie głupotą, to sabotażem. Dlatego uczciwa transakcja, o której poinformujemy nasze państwo, nie jest tutaj mile widziana.
Kasy fiskalne w kancelariach i gabinetach (tych, które obsługują ludzi z ulicy; sprawa nie dotyczy usług świadczonych na rzecz firm lub instytucji – gdzie wystawia się fakturę, do 7 dni od daty wykonania usługi, nawet wtedy, gdy pobrało się należność zapakowaną w torbę foliową, zostawioną obok biurka), nie są więc postrachem dla tych, którzy – już do tej pory nauczyli się rozliczać uczciwie, a także np. wynagrodzenie przyjmują w formach bezgotówkowych.
Postrachu nie ma także w większości innych przypadków. Również wtedy, gdy o uczciwym rozliczeniu nie ma mowy (klient kategorycznie odmawia przyjęcia faktury lub paragonu, a wynagrodzenie wypłaca z wyjętego z kieszeni rulonu banknotów, spiętych gumką „recepturką”). W specyfice świadczenia usług prawniczych i leczniczych, wszakże klient i wykonawca z reguły nie są dla siebie osobami anonimowymi i jak stanowią ustawy, muszą sobie wzajem ufać. Niezwykle trudno wprowadzić tu do transakcji kogoś obcego, nieznanego wykonawcy – jakiegoś kontrolera fiskalnego, który np. po zbadaniu wątroby i osłuchaniu płuc, następnie zaś zapłaceniu w kasie kilkudziesięciu-kilkusetzłotowej należności, wyciągnie służbową legitymację, kwestionując brak wydania mu paragonu.
Kasy rejestrujące są skuteczne fiskalnie wobec usług świadczonych masowo i stosunkowo anonimowo – np. w kancelariach prawniczych przyjmujących wielu interesantów, udzielających prostych, tanich porad w sprawach doraźnych. I właśnie stąd, nie zapominając o efekcie psychologicznym dla dotychczasowo zwyczajowych wypłat „pod stołem”, weźmie się w.w. uzysk podatkowy.
Komentarze